Ą Ę
Mury
Swoje pole działania zakreślają szeroko: jako przestrzeń rozciągającą się „na wschód od byłego Muru Berlińskiego i na zachód od Wielkiego Muru Chińskiego, nazywaną Eurazją”. Prowadzili badania w chińskiej (czy raczej ujgurskiej) Kaszgarii i postimperialnych archiwach Petersburga, w Ankarze i Białymstoku. Przyglądali się mikrohistorii Żydów z Buchary i tropili losy liter i myśli krążących po stepach Azji Centralnej i przekraczających grzbiety Kaukazu. Wyniki swoich kwerend prezentują od Nowego Jorku po Abu Dhabi, na salonach świata sztuki i w skromnych prowincjonalnych galeriach.
Uparcie rozbrajają zakrzepłe historyczne podziały i ignorują modne pojęcia i wątki teoretyczne – zamiast używać języka, którym „się dziś mówi”, tworzą własny idiom, chwilami chropowaty, ale zawsze wyrazisty. Nazwali się Slavs and Tatars, odwołując się do dawno zapomnianych geografii i wspólnot, do kusząco niedzisiejszych podziałów pochodzących sprzed epoki nacjonalizmów i nowoczesnych narracji tożsamościowych. Obstają przy anonimowości – występują jako kolektyw operujący rozpoznawalnym językiem i estetyką, tworzony przez artystów, badaczy i projektantów gdzieś w drodze między europejskimi, azjatyckimi i amerykańskimi metropoliami. Z tej kosmopolitycznej pozycji wyglądają ku rubieżom i peryferiom. I zazwyczaj patrzą na wschód.
Od dziesięciu lat konsekwentnie używają wciąż tych samych, uzupełniających się mediów: przedmiotów, książek i wykładów performatywnych. Designerskie, wystudiowane, raz elegancko minimalistyczne, innym razem nieznośnie kiczowate obiekty – od orientalnych dywanów po szklane rzeźby, od pulpitów służących zazwyczaj jako stojaki na Koran po plastikowe tablice w agresywnych kolorach, od nadzianych na kebabowy ruszt książek po huśtawki przypominające muzułmańskie sznury modlitewne – aranżowane są w kolejne zestawy i w kolejnych galeriach tworzą specyficzne przestrzenie prowokujące do zatrzymania się, rozmowy i lektury. Poszczególne cykle prac zostają domknięte w publikacjach – dotychczas powstało ich dziesięć i wszystkie są nieco szalonymi zbiorami tekstów i obrazów luźno skupionych wokół wiodącego wątku, pączkującego w dość niespodziewanych kierunkach i intensywnie obrabianego w przypisach, podpisach i na marginesach. Te główne tematy Slavs and Tatars rozwijają w swoich wykładach, które pozwalają im wyprowadzić opracowywane treści poza pole galerii sztuki. Na sąsiadujących slajdach pojawiają się w nich Karol Marks i Beyoncé, szyiccy imamowie i azerskie karykatury z początku XX wieku. To charakterystyczny miszmasz naszpikowany paradoksami i „znaleziskami” z badań, cytatami z klasyków i autocytatami; to także z trudem poddająca się prostym klasyfikacjom hybryda, sprawiająca, że pozostają „zbyt artystyczni dla akademików i zbyt naukowi dla artystów”1.
Mimo programowego niedomknięcia stopniowo rozbudowywanych projektów członkowie kolektywu tworzą wokół swych prac narrację tak nasyconą, że jawi się ona jako niemal zamknięta – sami podpowiadają tropy interpretacyjne i formułują definicje kluczowych pojęć, sami rysują sieć powiązań między przedmiotami, postaciami i tematami drążonymi podczas badań. Złośliwi twierdzą, że Slavs and Tatars to „intelektualiści, którzy posiedli bezcenną umiejętność produkowania przedmiotów idealnie wpisujących się w gusta instytucji artystycznych”2. Inni zaś dodają, że „sytuując się w opozycji do awangardy, przywracają historię jako przetworzony, ładnie opakowany produkt gotowy do konsumpcji dla zachodniego widza”3. Ta strategia dotychczas się sprawdzała, zresztą nie tylko wśród zachodnich publiczności: utorowała im drogę do nowojorskiego MoMA, na petersburskie Manifesta i berlińskie Biennale, ich prace są w kolekcjach galerii w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i londyńskiego muzeum Tate Modern.
Tyłem naprzód
Jedną ze swych maskotek uczynili Mollę Nasreddina – szalonego mędrca (czy też mądrego głupca) znanego w wielu wspólnotach muzułmańskich od Kaszgarii po Bałkany, bohatera dowcipów i przypowiastek, ze swoistym stoicyzmem udzielającego prostych odpowiedzi na najtrudniejsze pytania i bez skrępowania, z pozoru naiwnie pytającego o rzeczy banalne. Nasreddin często przedstawiany jest na oślim grzbiecie – z tym że zamiast patrzeć w kierunku jazdy, siedzi w siodle tyłem na przód, twarzą zwrócony ku temu, co osiołek pozostawia za sobą. Podąża do przodu, lecz zwraca się ku przeszłości.
Ta figurka streszcza kilka ważnych wątków twórczości grupy. Po pierwsze zwrot ku historii, która dla członków kolektywu pozostaje polem nieustannej eksploracji, przy jednoczesnym parciu naprzód, ku nowoczesności wyczuwalnej choćby w formie, którą nadają wielu pracom. Swoją postawę definiują jako antypozytywistyczną – zamiast butnie patrzeć w przyszłość, traktując ją jako przewidywalną i podatną na manipulacje w teraźniejszości, spoglądają wstecz i przepatrują marginesy oficjalnej historii w poszukiwaniu przegapionych wątków, urwanych lub stłumionych myśli oraz ich świadectw.
Po drugie zwrot ku Wschodowi i całemu wciąż słabo rozpoznanemu bogactwu tamtejszych opowieści i postaci, spośród których jedynie nieznaczna część przeniknęła do zachodnich narracji. Szukają rzadziej odwiedzanych ścieżek: badają rosyjski orientalizm, z gruntu inny od modelu brytyjskiego czy francuskiego, tropią ślady pierwszego europejskiego badacza, który studiował na słynnym kairskim uniwersytecie Al-Azhar, fantazjują na temat podobieństw ikonografii chrześcijańskiej i szyickiej.
I dalej: zwracają się ku obrzeżom, pograniczom, miejscom, w których ujawnia się synkretyzm. Wyławianie oraz intelektualna i artystyczna obróbka tych skarbów pociąga za sobą konieczność dokonywania kolejnych przekładów: liter, języków i kodów symbolicznych. Rezultaty owych translacji bywają zadziwiające, a Slavs and Tatars będą podejmować ten trud wciąż na nowo, by sprawdzać, co wydarza się przy kolejnych zmianach alfabetów, systemów znaczeń i pól odniesienia. Język jest centralną kategorią wielu ich projektów, i chodzi o język rozumiany i badany pod szczególnym kątem – nie tyle jako racjonalny i uporządkowany system znaków służących do komunikowania treści, ile jako żywioł zdolny przekraczać linie politycznych i kulturowych podziałów, niedający się okiełznać alfabetom i mogący stanowić narzędzie emancypacji i oporu.
Swobodnie poruszają się przy tym między rejestrami – wysokim i niskim, oficjalnym i prywatnym. Krążą pomiędzy klasycznymi tekstami wschodnich i zachodnich intelektualistów, świętymi księgami, kulturą ludową i wulgarnym popem. Wizerunek pokazującej język Miley Cyrus staje się w książkach i wykładach Slavs and Tatars równie mocnym punktem odniesienia jak ikonografia imama Alego; naszpikowane przypisami, erudycyjne akapity sąsiadują z eksplozjami barokowego stylu, a naukowe definicje z satyrycznymi memami.
Tak działa technika określana przez nich mianem metafizycznego szpagatu, polegająca na umieszczaniu elementów wywodzących się z różnych porządków we wspólnej przestrzeni (tekście, obrazie, sali galeryjnej), a następnie na badaniu napięć pomiędzy nimi, odnajdywaniu ewentualnych analogii, paraleli i hybryd. Im większe kontrasty, im większe tarcie pomiędzy zestawianymi elementami, tym mocniej posypią się interpretacyjne iskry. I nie chodzi tu o katalogowanie kuriozów – raczej o metodyczne przeczesywanie archiwów, ksiąg i popkulturowej sieczki w poszukiwaniu elementów przydatnych do składania kolejnych intelektualnych kolaży.
Oscylowanie pomiędzy estetykami i dowartościowanie figury coincidentia oppositorum ma jeszcze jeden wymiar: Slavs and Tatars rzadko wybierają pierwsze, najbardziej oczywiste skojarzenie, rzadko decydują się iść już wydeptanym szlakiem. Zamiast tego, jak tłumaczą, z punktu A do B wolą dotrzeć poprzez punkty pośrednie, niekiedy znacznie oddalone, co sprawia, że trzeba nadłożyć nieco drogi i wysiłku poznawczego. Aby zrozumieć fenomen polskiej „Solidarności”, przyglądają się rewolucji islamskiej w Iranie; aby wyjaśnić zawiłości teorii języka Welimira Chlebnikowa, sytuującej się gdzieś na pograniczu lingwistyki, mistyki i artystycznej awangardy, wsłuchują się w rymy Biggiego Smallsa aka Notorious B.I.G. Założenie jest dość proste: żeby przybliżyć to, co kulturowo, geograficznie i czasowo odległe, zestawiają to z rzeczami dobrze znanymi; żeby podważyć oczywistość mocno ugruntowanych wyobrażeń, w kontrapunkcie lokują rzeczy obce.
Według tradycyjnych przekazów Molla Nasreddin był mistrzem dostrzegania i rozbrajania paradoksów, a jego ulubioną formą szerzenia owych nauk był żart. Slavs and Tatars raz po raz odwołują się do tej figury, swej „retroaktywnej maskotki”, i uruchamiają siłę dowcipu, by przełamywać powagę narracji odziedziczonych po poprzednikach – intelektualistach i artystach, politykach i mistykach.
Usta–usta, język, gardło, nos
Swoje działania na przeszłości porównują do resuscytacji: by przywrócić historię do życia, starają się tchnąć w nią własny oddech. Ta metafora ma też drugie dno: ewokuje cielesność, zmysłowość, bezpośredni fizyczny kontakt. Członkowie kolektywu traktują rzecz w sposób przekornie dosłowny – przyglądają się językowi jako potężnemu mięśniowi zdolnemu przeciwstawić się projektom reform politycznych i lingwistycznych; patrzą na ruch ust towarzyszący wymawianiu poszczególnych głosek. Zaglądają do gardła, by zbadać fenomen krążącej pomiędzy alfabetami i kontekstami kulturowymi głoski, którą czule określają mianem „The [Kh] aka x aka ח and its Bitch ass Crew: da q aka қ [gh], and Of Course: da One, da Only H”4. (Głoska ta jest skądinąd bardzo trudna do wymówienia dla osób pochodzących z dzisiejszych centrów cywilizacyjnych – wystawia anglosaskie gardła na ciężką gimnastyczną próbę już na poziomie kulturowego treningu ciała).
Organy mowy Slavs and Tatars postrzegają jako strefy silnie erogenne – i wykorzystują ten libidinalny aspekt, by rozsadzać okrzepłe narracje o językach jako uporządkowanych systemach dźwięków i przypisanych im znaków. Tłumaczą: „Próbując uciec od zimnego, wręcz klinicznego podejścia do lingwistyki i potężnego kaca po polityce językowej, zdecydowaliśmy się poszukać ciepła i schronienia w ciemniejszych, cielesnych, wręcz chrząstkowych zakątkach języka, tych raczej sybaryckich niż semantycznych”5.
W Niesfornych nosówkach zajmują się nosem – na okładce książki, wydanej wraz z białostocką galerią Arsenał i towarzyszącej prezentowanej tam w 2014 roku wystawie, przedstawiony jest w formie dużej drewnianej rzeźby, a następnie zaanonsowany jako „szczególne miejsce oporu w językach słowiańskich i tureckich”. To punkt wyjścia do badań zawikłanych relacji łączących język, politykę i erotykę, a skupionych wokół wątku głosek „utraconych” przez większość języków słowiańskich w toku ich historycznego rozwoju, w polszczyźnie zaś zachowanych i zapisywanych w postaci liter ą i ę.
Stąd droga wiedzie ku dziewiętnastemu stuleciu, „sądnemu wiekowi, kiedy to nie tylko wymyślono nacjonalizm, ale jeszcze nacjonalizm wziął lingwistykę za swą oblubienicę”6. To zarazem czas intensywnych działań związanych z terytorialną i kulturową ekspansją imperiów – złoty wiek między innymi rosyjskiego kolonializmu. Podporządkowywanie nowo zdobywanych ziem oznaczało konieczność dokonywania nieustannych przekładów – z lokalnych języków na język metropolii, z prowincjonalnych idiomów na kod czytelny w centrum. Język, będący potężnym narzędziem sprawowania władzy, stał się wówczas polem intensywnych zabiegów z pogranicza polityki i lingwistyki; jednym z takich działań był projekt cyrylizacji języka polskiego, nieudany między innymi z powodu oporu stawionego przez „krnąbrne” fonemy ą i ę, stawiające opór alfabetowi wschodniego imperium.
Slavs and Tatars idą tą ścieżką dalej i w swoim stylu: projektują konfesjonały w formie niedoszłych dodatkowych liter ѫ i ѧ, eleganckie drewniane mebelki, które mogłyby posłużyć do wyznania niepopełnionych historycznych grzechów, i zestawiają je ze starszymi pracami między innymi z cykli Long Legged Linguistics i Love Letters. Znajdziemy tam szklane rzeźby języka i migdałków, przywodzące na myśl erotyczne zabawki, oraz dywany z parafrazami rysunków Władimira Majakowskiego. Jest wśród nich na przykład komiksowa satyra na zapędy polityków gmerających przy lingwistyce: zamknięty w więzieniu alfabetu mięsisty jęzor przeciska się przez kraty liter, nie poddając się próbom ujarzmienia – ulubionym praktykom carskich, sowieckich i innych modernizatorów, opętanych żądzą dyscyplinowania rzeczywistości noszącej w sobie synkretyczne ślady przeszłości.
Równolegle rozwija się bowiem opowieść o – tym razem zakończonej sukcesem – reformie turecczyzny, która bezwolnie ulegając nałożonemu nań przez Mustafę Kemala Atatürka alfabetowi łacińskiemu, „zgubiła” nosową głoskę [ng], dziedzictwo po mongolskich i ałtajskich przodkach nowoczesnych Turków. To z kolei otwiera pole do słownych i wizualnych gier, a zarazem do poważniejszego w tonie badania kolejnych odsłon tego, co członkowie kolektywu nazywają polityką alfabetyczną – prób kiełznania języka za pomocą arbitralnie narzuconych zestawów znaków.
Tym zakusom Slavs and Tatars przeciwstawiają zaczerpnięte od Jamesa Scotta pojęcie infrapolityki, odwołujące się do emancypacyjnego potencjału ustnego, prywatnego przekazu, zdolnego wymykać się represyjnym reżimom7. W tym polu ujawnia się również akcentowana przez artystów erotyczna moc języka, będącego medium intymnej wymiany, nośnikiem słów szeptanych przez wilgotne wargi wprost w małżowiny spragnionych uszu. I tu (niejedyny zresztą) ukłon w stronę estetyki kiczu: w jednej z prac z cyklu Long Legged Linguistics krwistoczerwony silikonowy język owija się wokół trzymetrowej metalowej rury używanej do tańca i striptizu. Wszystkie chwyty dozwolone.
Homo, hetero, trans
Podczas swych paralingwistycznych badań Slavs and Tatars lubią chadzać tropem imperiów – łacińskiego chrześcijaństwa i islamu, prawosławia i komunizmu – i sprawdzać, co w trakcie politycznych szarż działo się na obrzeżach silnych państw i wspólnot. Odkurzają etymologie, mapują wędrówki wyrazów, liter i głosek przez języki i alfabety. Odsłaniają mikrohistorie podbojów i buntu, zwycięstw i klęsk w polu języka, będącego z jednej strony narzędziem politycznej zmiany i wyrażania oficjalnych treści, z drugiej zaś medium prywatnej rozmowy.
Szukają podobieństw pomiędzy heterogenicznymi systemami – tropią przypadki homofonii i spośród tych niespodziewanych koincydencji potrafią wyłowić perełki. Niekiedy flirtują z wątkami gnostyckimi czy kabałą, innym razem bawią się slangiem, a następnie konstruują na tej bazie miniaturowe studia przypadków. Szukają alfabetycznych rozwidleń – badają częste w ciągu ostatnich 150 lat reformy językowe, w wyniku których te same słowa w różnych kontekstach historycznych i politycznych zapisywane były w odmienny sposób. Na autentyczne przykłady heterografii nakładają własne próby przepisywania słów z jednego kodu na drugi: w cyklu Tranny Tease testują sensy odsłaniające się w procesach transliteracji i transkrypcji, będących „biednymi brzydkimi siostrami” szlachetnej praktyki translacji, i wyłuskują przypadki niespodziewanego przemieszczenia treści.
Manewrując pomiędzy historycznymi, geograficznymi, politycznymi i kulturowymi kontekstami, bawią się swymi znaleziskami i poddają je intelektualnym i artystycznym przetworzeniom. Nie od rzeczy okazuje się skojarzenie ze światem drag queens – słowa i frazy, przebierane w najdziwniejsze alfabety, strojone w nieswoje pióra, błyszczą w ich instalacjach w jaskrawym neonowym świetle, raz po raz puszczając oko do widowni.
Mapa
Przy lekturze tekstów i słuchaniu wykładów co pewien czas powraca wrażenie, że w odbiorze prac Slavs and Tatars jest się zdanym na ich własną opowieść. Wygrzebywane z odległych archiwów wątki są tak marginalne, a manewry dokonywane na słowach i obrazach tak precyzyjne, że bez autorskiego przewodnictwa widz nieposiadający wiedzy zarazem głębokiej (bo sięgającej lokalnych szczegółów) i niezmiernie szerokiej (bo obejmującej znajomość kilkudziesięciu tradycji ikonograficznych oraz języków i alfabetów – od trzech czy czterech wersji zapisu języka azerskiego, przez detale kabalistycznych wykładni hebrajskiego, po zmiany towarzyszące przejściu z osmańskiego na nowoczesny turecki, a i na tym nie koniec), może się poczuć bezradny.
Może zatrzymać się na poziomie odbioru wyłącznie estetycznego, dać się uwieść melodii wygenerowanego przez symulator mowy wezwania do modlitwy z instalacji Ezan Çılgıŋŋŋŋŋları, pomacać przeskalowany skórzany ogonek niesfornych nosówek ą czy ę albo przysiąść na pokrytej miękkim dywanem platformie takht – takiej jak te widywane w domach i herbaciarniach od Aszchabadu po Biszkek. Jeśli zdecyduje się wejść głębiej, czeka nań gotowa mapa: w akcie „popularyzacji” nieoczywistej i dość eks-centrycznej wiedzy o Eurazji artyści udostępniają wszystkie swe książki na stronie internetowej, a nagrania większości wykładów można znaleźć na YouTube. Slavs and Tatars eksplorują zakamarki, do których niewielu ma energię i powód zaglądać, a zestawienia, w jakich prezentują swe znaleziska, mimo że pozostają spójne w obrębie stworzonego przez nich idiomu, rzadko bywają intuicyjne. Szczodrze formułowane przez kolektyw autokomentarze są więc poniekąd niezbędne; chwilami można jednak odnieść nieco niewygodne wrażenie, że wobec hermetyczności i niszowości opracowywanych wątków trudno wyjść poza tę narrację.
1 Max Cegielski, Długonoga lingwistyko – idź na Wchód!, Białystok 2014, s. 15; http://www.slavsandtatars.com/ works.php?id=101, dostęp 15 stycznia 2016,
2 Karolina Plinta, Slavs and Tatars. Długonoga lingwistyka, Niesforne nosówki, „Szum” 2014, nr 6, s. 118–120.
3 Slavs and Tatars w Gdańsku, „obieg.pl”, http://www.obieg.pl/felieton/23383, dostęp 15 stycznia 2016.
4 Slavs and Tatars, Khhhhhhh, The Moravian Gallery, Brno 2012, s. 31, http://www.slavsandtatars.com/works.php?id=86, dostęp 15 stycznia 2016.
5 Slavs and Tatars, Niesforne nosówki…, s. 51.
6 Ibidem, s. 73.
7 Ibidem, s. 78.