Napromieniowane zdjęcia Igora Kostina. O wizualnych aspektach katastrofy w Czarnobylu
26 kwietnia 1986 roku ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Nie zapalając światła, machinalnie podniosłem słuchawkę. Oczy miałem wciąż zamknięte. Poznałem głos jednego z moich przyjaciół, pilota helikoptera.– Igor, w elektrowni atomowej w Czarnobylu wybuchł pożar. Lecimy tam. Dołączysz do nas? [...]
Około południa ujrzeliśmy masywną sylwetkę elektrowni. Ogromny kompleks zabudowań przypominał fabrykę, która z dala od innych przycupnęła blisko rzeki. Poza prawie przezroczystym, białym dymem, który zmieszany z chmurami unosił się nad jednym z budynków nic nie wskazywało na katastrofę. Niecierpliwie przysunąłem twarz do okienka, żeby zobaczyć, co się właściwie stało. W rękach trzymałem gotowy do pracy aparat. [...]
Automatycznie, jak zawsze, żeby uniknąć refleksów na filmie, otworzyłem okienko. Kłąb gorącego powietrza wdarł się do kabiny helikoptera. Zaczęło mnie straszliwie drapać w gardle. Było to nowe, nieznane dotąd uczucie. Z trudem przełykałem ślinę. Pewnie to toksyczne opary pożaru. Powstrzymując się od kaszlu, skierowałem obiektyw ku ziemi. Zrobiłem dwadzieścia zdjęć. Nagle mój aparat zaciął się. Bezskutecznie naciskałem spust raz za razem. Pilot znów przeleciał nad elektrownią. Ponieważ nie mogłem fotografować, zawróciliśmy bez lądowania. Cała wyprawa dla dwudziestu zdjęć! Kiedy później w Kijowie wywołałem kliszę, okazało się, że wszystkie klatki są zupełnie czarne. Jakbym otworzył aparat w pełnym świetle z włożonym weń filmem. Wówczas tego nie rozumiałem, ale był to skutek radioaktywnego promieniowania. [...] Tylko na pierwszej klatce można było coś dostrzec. Wysłałem zdjęcie do Moskwy, do siedziby agencji Nowosti. Nie zostało opublikowane1.
We wspomnieniach Igora Kostina z pierwszego lotu nad czwartym blokiem elektrowni atomowej w Czarnobylu, który został zburzony w wyniku wybuchu reaktora, jest kilka ważnych wątków. Po pierwsze, w jego opowieści łączą się kwestie oddziaływania wybuchu na ciało („straszliwie drapało w gardle”) i promieniowania na kliszę. Po drugie, fotograf wskazuje na informacyjną blokadę („zdjęcie nie zostało opublikowane”). Po trzecie, nieobecność w zdjęcia w obiegu łączy się tutaj z niewidzialnością radiacji i jej niszczących właściwości zakłócających funkcjonowanie medium fotograficznego. Po czwarte, Kostin opisuje fotografowanie jako machinalny bieg z aparatem tam, gdzie coś się wydarzyło, by uzyskać dowód na to, że się wydarzyło. Splot tych czterech kwestii tworzy kanwę tego artykułu. (Zobacz zdjęcia)
Podwyższona radioaktywność jest groźna dla ludzkiego ciała. Jeśli pochłonie ono za dużą dawkę promieniowania, człowiek choruje (częste są choroby krwi i tarczycy) albo umiera. Skażenie radioaktywne oddziałuje też na dzieci napromieniowanych: częściej rodzą się one z wadami rozwojowymi. W ZSRR uznano, że jedynie w przypadku trzydziestu jeden osób istnieje związek między ich śmiercią a awarią w Czarnobylu, niewiele ponad sto osób zakwalifikowano jako cierpiące na chorobę popromienną2. To na pewno liczby zaniżone, na dodatek pojawia się wiele różnic w stosowanych kryteriach. Na Ukrainie, w czasie, gdy badania socjologiczne nad leczeniem chorób popromiennych prowadziła Alina Petryna, czarnobylskie renty różnego rodzaju pobierało 40 proc. populacji w rejonie skażenia3. Na Białorusi, która nie prowadziła systematycznych badań, na napromieniowanych terenach mieszkało dwa miliony ludzi4. Z kolei związane z ONZ ośrodki badawcze jeszcze w latach 90. za skutek katastrofy w Czarnobylu uznawały raka tarczycy, ale już większość pozostałych chorób traktowały jako somatyzację strachu5.
Radiacja jest niewidzialna, nienamacalna, bezwonna, co jeszcze utrudnia odróżnienie ludzi chorych z jej powodu od pozostałych. Katastrofa nuklearna wpływa na ciała ludzkie mniej jednoznacznie niż inne rodzaje katastrof, jak komunikacyjne albo budowlane. Stąd łatwiej manipulować danymi – łatwiej negować istnienie wroga, którego nie widać. Zapewne między innymi dlatego ZSRR mógł ukrywać czarnobylską katastrofę, a potem jej efekty. Pierwsze godziny po wybuchu reaktora upłynęły nie tylko na gorączkowej pracy przy pożarze, ale też na utrzymywaniu informacji w tajemnicy. Poza strażakami w elektrowni byli jeszcze zwykli jej pracownicy6. Prypeć – miasto oddalone o siedem kilometrów od elektrowni – zostało ewakuowane dopiero dwa dni po katastrofie. 26 kwietnia mieszkańcy o radiacji nie wiedzieli, dzień później zakazano im otwierania okien7. 1 maja w Kijowie odbył się zwyczajowy pochód. Rozważano wprawdzie jego odwołanie, ale w końcu stwierdzono, że nie należy prowokować wybuchu paniki8.
Zdaniem Igora Kostina decyzję o ujawnieniu części prawdy o katastrofie wymusiło szerzenie się plotek.
Dopiero trzeciego dnia „Prawda” ujawniła, że w Czarnobylu miał miejsce jakiś wypadek. Ten oficjalny rządowy dziennik nie opublikował żadnych zdjęć (podkr. M.P.). W elektrowni w Czarnobylu uległ uszkodzeniu jeden z reaktorów. Przedsięwzięto odpowiednie działania. Sprawą zajęła się rządowa komisja śledcza9.
Dziennik nie opublikował żadnych zdjęć, bo zdjęcie byłoby ilustracją o charakterze dowodu. Uwiarygodniłoby krótki tekst. Przykułoby uwagę, a Związek Radziecki wolał od Czarnobyla uwagę odciągać. Inaczej po zachodniej stronie żelaznej kurtyny, gdzie potwierdzeniem na to, że w Czarnobylu coś się stało, było nocne zdjęcie wykonane przez amerykańskiego satelitę – widać na nim wybuch.
Brak informacji przez pierwsze dni, niechęć do publikowania zdjęć, nieewakuowanie Prypeci i miejscowości Czarnobyl to przejawy woli przemilczenia katastrofy. Ta polityczna blokada informacji korespondowała z pozazmysłowym charakterem radiacji. Jej fizyczne właściwości i niedostępność dla ludzkich zmysłów utrudniały nie tylko fotografowanie, ale tworzenie wszelkich wizualnych, zrozumiałych dla wszystkich przekazów na jej temat. Utrudniały, ale nie umożliwiały, prowokując do pokazywania jej efektów, symptomów i symboli: pracy likwidatorów, opuszczonych domów w Prypeci, dziecka ze zdeformowanym ciałem, sarkofagu. To właśnie dokumentował Igor Kostin. Nie tylko wykonał on pierwsze zachowane zdjęcie reaktora w Czarnobylu po wybuchu, ale też fotografował akcję likwidacyjną i budowę sarkofagu, która trwała do listopada 1986 roku. Później fotografował też ludzi mieszkających w zonie.
Z perspektywy czasu widać, jak ważne były te zdjęcia. Wiele z nich publikowano w gazetach na całym świecie, niektóre stały się ikonami Czarnobyla. Kostin został laureatem pierwszej nagrody World Press Photo w 1986 roku, w 1989 dostał wyróżnienie10. Robił je jako fotoreporter, dokumentalista wysłany na miejsce zdarzenia, niekiedy na prośbę dozymetrystów, likwidatorów, pilotów. Zdjęcie gruzów dachu czwartego reaktora, powiększone do formatu małego plakatu, służyło sztabowi generalnemu do przygotowywania zadań likwidatorów11. Pierwsi odbiorcy abstrahowali zatem od estetycznych i symbolicznych walorów zdjęć. Traktowali je użytkowo. Najcenniejszym wkładem ich autora była osobista obecność w strefie radioaktywnej, co wymagało wystawienia własnego ciała na niszczące promieniowanie.
Pierwszą odczuwalną reakcją ciała było drapanie w gardle. Kostin przez kolejne miesiące regularnie fotografował Czarnobyl – codziennie dojeżdżał z Kijowa, a latem przeprowadził się do szkoły zamienionej w miejsce noclegu dla osób pracujących przy minimalizowaniu skutków katastrofy12 – więc później pojawiły się następne objawy: zawroty głowy, mdłości. W 1987 roku gdy Kostin przebywał w szpitalu, sfotografował leczenie napromieniowanych. Jeszcze później robił zdjęcia genetycznych mutacji popromiennych. Zdjęcia zmian ciała, które robił, były publikowane i znane na całym świecie – stanowiły dowód na to, co się dzieje w Związku Radzieckim. Sam Kostin wysłał do Gorbaczowa pakiet zdjęć zdeformowanych zwierząt, które rodziły się w latach 1988–1990 w okolicach Żytomierza13 – jako dowód i oskarżenie zarazem. Jego własne ciało, obecne tyle razy w strefie wysokiego promieniowania radioaktywnego, również dotknęły dolegliwości związane z napromieniowaniem, a wreszcie choroba popromienna.
Klisza fotograficzna, której używał, również wchłaniała promieniowanie. Trzeba pamiętać, że radiacja pod pewnymi względami jest podobna do światła – to rodzaj promieniowania, choć nie widzi go ludzkie oko. W rzeczywistości błona fotograficzna rejestruje nie tylko promieniowanie świetlne, ale też promieniowanie radioaktywne14. Ta jej właściwość jest wykorzystywana w fotografii rentgenowskiej, na przykładzie której możemy też zaobserwować inną fizyczną zasadę: promienie Roentgena przenikają substancje o odmiennych właściwościach fizycznych ze zróżnicowaną łatwością. To dlatego błona światłoczuła Kostina ulegała prześwietleniu. Obudowa aparatu jest światłoszczelna, ale nie jest nieprzenikalna dla fal radioaktywnych – im większy ciężar atomowy ciała, tym trudniej przepuszcza ono promienie15. Igor Kostin mógł robić swoje późniejsze zdjęcia, kiedy obudował aparat osłoną z ołowiu – choć na części fotografii wciąż pojawiają się oznaki wysokiego promieniowania. Podobnie chroniły swoje ciała osoby pracujące przy minimalizowaniu skutków katastrofy – umieszczając ołowianą blachę tak, żeby osłonić między innymi rdzeń kręgowy. Wielu z nich zmarło, tymczasem zdjęcia obiegły świat i spełniły swoją rolę, a lekkie zniszczenie kliszy tylko wzmocniło ich znaczenie.
Zdjęcia Kostina zarejestrowały nie tylko powierzchnię przedmiotów, lecz także podniesioną radioaktywność miejsca, odzwierciedloną w ich formie. Widać na nich odbicie promieniowania: smugi i ziarno. Te skazy pasują raczej do porządku fotografii eksperymentalnej czy artystycznej niż reporterskiej. Sama forma czy raczej jej zakłócenie staje się nośnikiem informacji o obecności – uobecnieniem – wysokiego promieniowania. Na intencjonalny poziom fotografii, wybrane przez Kostina kadry, tematy, ujęcia, nakłada się mechaniczna, nieintencjonalna rejestracja promieniowania radioaktywnego.
To niemal metafizyczne: promieniowanie, które jest niedostępne dla zmysłów, ale zabójcze dla ciała, zostaje przedstawione na fotografii – czy raczej samo przedstawia się na fotografii. Ślady radiacji, choć niszczą zdjęcie, wzmacniają jego znaczenie jako reprezentacji katastrofy. Ziarno dowodzi, że klisza była tam, gdzie radiacja była bardzo wysoka, i wizualizuje to, co niewidzialne.
1 Igor Kostin, Czarnobyl. Spowiedź reportera, przeł. W. Melech, Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2006, s. 8–9.
2 Alina Petryna, Life Exposed. Biological Citizens after Chernobyl, Princeton University Press, Princeton 2002, s. 2.
3 Ibidem, s. 23.
4 Ibidem, s. 5.
5 Ibidem, s. 9. Petryna przedstawia zarówno opisane tu formy oddziaływania radiacji na ciało, jak i to, co nie do końca jest wyjaśnione. Zwraca też uwagę na arbitralny charakter uznania związku choroby z Czarnobylem.
6 Np. pracownik elektrowni Wiktor Smagin, chorujący później na chorobę popromienną. Zob. Vasyl M. Chernousenko, Chernobyl. Insight from the Inside, Springer Verlag, Berlin–Heidelberg–Nowy Jork 1991, s. 58.
7 Igor Kostin, Czarnobyl…, s. 48.
8 Ibidem, s. 39.
9 Ibidem, s. 10.
10 Archiwum World Press Photo on-line: http://www.archive.worldpressphoto.org/search/layout/result/q/ishoofdafbeelding/true/trefwoord/photographer_formal/Kostin%2C Igor; dostęp: 30 lipca 2013 roku.
11 Igor Kostin, Czarnobyl..., s. 33.
12 Ibidem, s. 71.
13 Ibidem, s. 160–161.
14 Tadeusz Cyprian, Fotografia. Technika i technologia, Wydawnictwo Naukowo-Techniczne, Warszawa 1968, s. 473.
15 Ibidem.