Peerelowska „niedojakość”,
czyli kino polskiego sockonsumpcjonizmu

Justyna Jaworska, „Piękne widoki, panowie, stąd macie”. O kinie polskiego sockonsumpcjonizmu, Universitas, Kraków 2019
Książkę o kinie polskiego sockonsumpcjonizmu Justyny Jaworskiej otwiera pytanie: czego na początku lat 70. chciała od odbiorców blondynka z bananem? Blondynka z bananem, czyli bohaterka Sztuki konsumpcyjnej (1972–1975) Natalii LL, która patrząc na nas, widzów, wkłada sobie do ust banana i ssie go znudzona albo lubieżnie liże, czy też zaczepnie gryzie. Co w „złotej erze” Edwarda Gierka zobaczyli w tym obrazie odbiorcy? Czyżby kobiecość sprowadzoną do roli przedmiotu? Albo – szerzej – krytykę społeczeństwa konsumpcyjnego? A może wyraz przyjemności seksualnej czerpanej z obcowania z fallicznymi przedmiotami i poradnik, jak sobie z nimi radzić (choć Mario Montez – parodiujący fellatio za pomocą banana w Mario Banana [1964] Andy’ego Warhola – okazałby się bardziej skutecznym przewodnikiem). Nic z tych rzeczy: Polacy w latach 70. w prowokacyjnym dziele Natalii LL zobaczyli przede wszystkim banany. W kontekście gospodarki niedoboru banany były towarem pożądanym: zwykle można je było kupić w okresach przedświątecznych, wcześniej jednak wystawszy swoje w kolejce. Blondynka z bananem – jak argumentuje Jaworska – „dawała do zrozumienia, że konsumpcja w PRL-u jest głównie performowana, że jest trochę na niby, ale ta zabawa drażni, trafia w czuły punkt i działa na wyobraźnię” (s. 17).
Intrygujący jest ten punkt wyjścia, który każe postawić pod adresem polskich filmów obyczajowych z pierwszej połowy lat 70. pytania dotyczące konsumpcji w rzeczywistości realnego socjalizmu, w rozkwicie gierkowskiej „propagandy sukcesu”. Jaworska pyta, jaki obraz ery Gierka wyłania się z polskich filmów początku lat 70., gdy nadzieje i oczekiwania Polaków były najbardziej rozbudzone? W jaki sposób kino odzwierciedlało, wzmacniało bądź destabilizowało ówczesny projekt „drugiej Polski”? A społeczeństwo polskie na początku lat 70. – po wydarzeniach marca 1968 i grudnia 1970 roku – było niepokojąco pobudzone, toteż projekt modernizacji kraju – otwarcie na Zachód, liberalizacja życia społecznego czy przyzwolenie na (kontrolowaną) konsumpcję – miał te napięcia rozbroić i zneutralizować. Z krytycznym spojrzeniem na tę rzeczywistość mamy do czynienia w kinie młodej kultury (a później w kinie moralnego niepokoju), którego manifestem okazała się książka Świat nieprzedstawiony (1974) Juliana Kornhausera i Adama Zagajewskiego. Autorzy domagali się w niej rozpoznania i ukazania rzeczywistości pozostającej dotąd – zgodnie z tytułową formułą – nieprzedstawioną1. Tymczasem Jaworska ukazuje to, co w filmach młodej kultury słabo wybrzmiewało albo czego wcale nie było widać. Choć punkt wyjścia wydaje się podobny: filmy polskiego sockonsumpcjonizmu również koncentrują się na tym, co codzienne, zwyczajne, materialne, to jednak twórcy młodej kultury (Krzysztof Zanussi, Edward Żebrowski, Krzysztof Kieślowski) rozprawiali o etycznych zobowiązaniach i moralnych nakazach, podczas gdy kronikarze gierkowskiej „drugiej Polski” (Jerzy Gruza, Janusz Kondratiuk, Roman Załuski) przyglądali się raczej nowym obyczajom, fascynacji Zachodem, nowej cielesności i zmysłowości. „Młodzi” (jak potem twórcy kina moralnego niepokoju) zachowywali wobec otaczającej ich rzeczywistości dystans, byli „nieufni”, podczas gdy reżyserzy „kina polskiego sockonsumpcjonizmu” często byli urzeczeni – co nie znaczy, że nie stać ich było na krytyczne, ironiczne spojrzenie – zmieniającą się Polską: dziewczętami w obcisłych kolorowych bluzkach i chłopakami w opinających jeansach; nowoczesnym wystrojem wnętrz i menu (w polskich filmach wszyscy uczą się wtedy – z trudem, dodajmy – jeść spaghetti). Jaworska wybrała do analizy filmy źle (albo bardzo źle) wówczas przyjęte przez krytyków i/lub decydentów (kilka z nich zdobyło antynagrodę Skisłego Grona dla najgorszego filmu festiwalu w Łagowie, a Dzięcioł [1970] Jerzego Gruzy został nawet uznany za najgorszy film 25-lecia Polski Ludowej), ale za to popularne wśród szerokiej publiczności. Obrazy niespójne, słabe, czasami nieudolne i tandetne, częściej jednak zaskakujące swoim nowatorstwem: rozpięte między kinem popularnym a eksperymentalnym, w przypadku których trudno dociec, czy luksus sławią, czy niejawnie są w niego wymierzone. Właśnie te filmy trafnie odzwierciedlają, zdaniem autorki, „sprzeczności ery «wczesnego Gierka»” (s. 52).
Jaworska pisze o wczesnych latach 70., ale interesuje ją zwłaszcza jeden rok – 1972. Rozpoczyna jednak od uogólnień. W pierwszych latach rządów Gierka – idąc za Stanisławem Barańczakiem i Joanną Krakowską – widzi „drugą polską odwilż”, choć tym razem nie tyle polityczną, ile gospodarczą i obyczajową. Z odwilżą mamy też do czynienia w polskim kinie. Przypada ona, jej zdaniem, na lata 1972–1973, czyli między powołaniem w styczniu 1972 roku nowych Zespołów Filmowych a wprowadzeniem w życie 5 grudnia 1973 roku Uchwały Biura Politycznego KC PZPR i Prezydium Rządu PRL w sprawie zwiększenia społeczno-kulturalnej roli kinematografii polskiej. Na pierwszy rzut oka wydaje się to logiczne: to czas, gdy zasłużeni twórcy szkoły polskiej dostają do dyspozycji odebrane im w 1968 roku Zespoły Filmowe, a Uchwała podporządkowująca sprawy kinematografii dyrektywom partii czeka jeszcze na wprowadzenie. I rzeczywiście: niemal wszystkie szczegółowo analizowane przez Jaworską filmy pochodzą z 1972 roku (Anatomia miłości Romana Załuskiego, Dziewczyny do wzięcia Janusza Kondratiuka, Trzeba zabić tę miłość Janusza Morgensterna i Rewizja osobista Andrzeja Kostenki i Witolda Leszczyńskiego). Jeśli jednak spojrzymy szerzej, to kwestia czasowych ram „drugiej odwilży” w kinie wyraźnie się komplikuje. W 1970 roku Andrzej Wajda mógł zrealizować Brzezinę i Krajobraz po bitwie, Krzysztof Zanussi – Życie rodzinne, Jerzy Gruza – Dzięcioła, a Marek Piwowski – Rejs, podczas gdy w 1973 roku – rzekomo drugim roku odwilży – mamy przede wszystkim do czynienia z widowiskami sławiącymi „w kostiumie” dominującą ideologię: Chłopami Jana Rybkowskiego czy Hubalem Bohdana Poręby. Co więcej, w 1970 roku trafia na ekrany, choć nie bez cenzuralnych komplikacji, wspomniany Rejs Piwowskiego, natomiast Przeprowadzka Gruzy wywołuje w 1972 roku furię wśród kolaudantów i zostaje odesłana na półkę (jeśli w książce brakuje analizy jakiegoś utworu podejmującego problem konsumpcji ery Gierka, to właśnie tego niepokojącego i zapomnianego filmu). Dalej: Trzecia część nocy Andrzeja Żuławskiego mogła w 1971 roku zostać wyprodukowana w kierowanym przez zaufanego człowieka władzy, Jerzego Jesionowskiego, Zespole „Wektor” i z powodzeniem wejść na ekrany, podczas gdy jego Diabeł, wyprodukowany w „X” Andrzeja Wajdy, trafił rok później na półkę. Problem czasowych granic „drugiej odwilży” prowadzi nas do niepokojącego rozpoznania: najbardziej odważne i poszukujące filmy tego okresu nie powstają, jak chce autorka, w zespołach odzyskanych w 1972 roku przez twórców z pokolenia szkoły polskiej, lecz w tych kierowanych na przełomie lat 60. i 70. przez urzędników narzuconych przez władzę. Gdy jednak o konsumpcjonizm czasów Gierka idzie, to – istotnie – rok 1972 okazał się rokiem szczególnym: wtedy to konsumpcyjne fantazje Polaków były najbardziej rozbudzone, a twórcy – albo urzeczeni, albo zdystansowani – usiłowali te sprzeczności ukazać na ekranie. Realizując swoje „słabe obrazy”.
Pojęcie to Jaworska ukuła, łącząc termin „myśl słaba” Gianniego Vattima z teorią queer. „Obraz słaby” – jak „myśl słaba” – byłby „przygodny („przydarzałby się”, na przykład jako trywialny „obraz z życia”), a także pozostawałby poza kanonem uznanych reprezentacji jako ułomny – a więc rozproszony, złej jakości (…), śmieszny, brzydki, żałosny, kiczowy lub kampowy, ekscentryczny, nienormatywny” (s. 108). „Obraz słaby” odsyła do takich strategii estetycznych, jak parodia czy pastisz, wiąże się z imitacją i grą z konwencją. To obraz zanieczyszczony i niestabilny (także pod względem technicznym). „Myśl słabą” kojarzy następnie Jaworska z polityką queer, która – jej zdaniem – własną słabość przekuwa w styl lub temat, destabilizując i podważając normy społeczne i kulturowe. Teoria queer odsyła dzisiaj nie tylko do nienormatywnych praktyk płciowych i seksualnych. Badacze queer szukają nienormatywności wśród wszystkich tych podmiotów, które zaburzają normy społeczno-obyczajowe (nie tylko zatem wśród gejów czy lesbijek, lecz także imigrantów, osób niepełnosprawnych i kolorowych czy biednych)2. Jaworska nie zaprząta sobie głowy zwrotami w obrębie teorii queer, ale z powodzeniem – w analizie Dziewczyn do wzięcia – tych narzędzi używa. Spolszczone pojęcie „kłir” wiąże z estetyką i polityką peryferii, z rehabilitacją porażki, nieudolnością i słabością. Nigdy z nienormatywną płciowością i seksualnością. Dziwi to zwłaszcza w przypadku tych filmów, które do użycia podobnych narzędzi szczególnie zapraszają. Na przykład w analizowanym przez Jaworską Dzięciole mamy przecież do czynienia z queerową menażerią: słabym, szydełkującym mężczyzną, który przegrywa (Wiesław Gołas), jego zmaskulinizowaną żoną ze strzelbą (Alina Janowska) i z homoseksualnym synem – przymuszanym do strzelania z procy miłośnikiem opery. A nad tym wszystkim unosi się głos (i ciało) Violetty Villas. A jeśli gdzieś w ówczesnym kinie polskim jest „kłir”, to z pewnością ukrywa się on w lokach, kaskadach loków Villas (autorka wspomina o niej tylko w kontekście parodii wyobrażeń o luksusie). To zastanawiający ruch: z jednej strony Jaworska „queer” otwiera na inną nienormatywność, słabość, marginalność, z drugiej jednak zamyka: dzieli i oczyszcza w geście uniwersalizacji (pełnym pruderii, dodajmy) z tego, co stanowiło dotąd jego wywrotową siłę.
Najciekawsze rezultaty osiąga właśnie „kłirując” – błyskotliwie – peerelowską biedę, nieudolność i „niedojakość” w Dziewczynach do wzięcia oraz pisząc o iluzorycznym i naśladowczym charakterze polskiego konsumeryzmu dla wybranych w Rewizji osobistej. W pierwszym przypadku opisuje losy trzech dziewcząt z prowincji, przyjeżdżających do Warszawy na podryw. Chociaż „na ulicy nie zawierają znajomości”, to dają się zaprosić „miłym i kulturalnym chłopcom” z kawiarni na kolejną porcję kremu sułtańskiego. Sceny te – ewidentnie kampowe – oparte zostały na niestosownych zestawieniach: paradokumentalna estetyka łączy się tu z pozą, autentyzm z przerysowaniem, a fantazyjny deser z czkawką. Prowadzi to autorkę do interesujących uogólnień na temat epoki: „Dostać więcej kremu, niż jest się w stanie zjeść – czy to nie piękna metafora Gierkowskiej prosperity?” (s. 121). Owo „zachłyśnięcie się konsumpcją”, ale odgórnie sterowane, kontrolowane, jest niepokojące (kolejne pucharki, mdłości), co „nadaje tym obrazom walor subwersji” (s. 121). W Dziewczynach do wzięcia „konsumpcja na siłę” zderzona została, z jednej strony, z biedą i nieudolnością, charakterystyczną dla reprezentacji PRL-u „niedojakością”, z drugiej zaś z pełnym czułości spojrzeniem na tytułowe bohaterki. Z kolei Rewizja osobista – z której Jaworska zaczerpnęła tytuł książki: Piękne widoki, panowie, stąd macie – to „wizualna fatamorgana”, która wymyka się stabilnej interpretacji. Autorka widzi w tym filmie obraz wymierzony w konsumpcyjną rzeczywistość Zachodu, czyli polską imitację kina kontestacji, co musiało wtedy trafić w próżnię, gdyż Polacy w latach 70. nie mieli szans, by zachłysnąć się konsumpcją. Buntowniczy gest podpalenia fiata pełnego zachodnich towarów mógł rodzić tylko frustrację, z kolei wykorzystane w filmie francuskie reklamy zamiast rozdrażnienia podsycały pragnienie. Ponadto Jaworska dostrzega też w filmie Leszczyńskiego i Kostenki opowieść o konsumeryzmie czasów Gierka. Film w tym ujęciu oskarża partyjnych notabli swobodnie przekraczających zachodnią granicę, co demaskuje hipokryzję wpisaną w projekt „drugiej Polski”. Konsumpcyjne fantazje mogli wtedy realizować tylko wybrani.
Co istotne, Jaworska ukazuje Polskę pierwszej połowy lat 70. w innych barwach niż skoncentrowane na wartościach czy wyborach etycznych filmy młodej kultury czy kino moralnego niepokoju. Przede wszystkim to Polska w kolorze: w 1973 roku Maryla Rodowicz wylansowała na festiwalu w Sopocie przebój Małgośka i modę na „bananową spódnice” – jak precyzuje autorka – ze skośnych klinów z ręcznie malowanego milanowskiego jedwabiu; w 1975 roku polscy telewidzowie poznają nowoczesną rodzinę inżyniera Karwowskiego (40-latek Jerzego Gruzy); a rok później po zasnutych folią schodach w Studio 2 zejdą członkowie, będącego wówczas u szczytu popularności, zespołu ABBA. Ciekawy to czas: Gierkowska „propaganda sukcesu” i rojenia o Polsce jako gospodarczej potędze łączą się z liberalizacją życia społecznego. W kinie można było zobaczyć sceny, które później – w czasach narodowo-katolickiego wzmożenia – sami twórcy usuwali ze swoich filmów (jak Wajda wycinający w 2000 roku z Ziemi obiecanej [1974] kultową scenę erotyczną z Kaliną Jędrusik i Danielem Olbrychskim).
To również czas blondynki z bananem. Jaworska we wstępie do książki pyta nie tylko, czego blondynka z bananem chciała od odbiorców na początku lat 70., lecz także – czego chce ona od nas dzisiaj? Wiosną tego roku dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie Jerzy Miziołek nakazał usunięcie z ekspozycji dwóch prac: Pojawienie się Lou Salome Katarzyny Kozyry i właśnie Sztuki konsumpcyjnej Natalii LL. Bo gorszą dzieci. Artyści i celebryci na znak protestu przeciwko cenzurze entuzjastycznie fotografowali się z „obscenicznymi” bananami. Michał Żebrowski (ten od wieszczów i narodowych epopei, co tym bardziej perwersyjne) zamieścił w internecie ciekawy, queerowy filmik. Siedząc w puchowej kurtce nad książką, sięga spontanicznie po banana. Obiera go ze skórki i odgryza kawałek. Po chwili spostrzega jednak przyglądającego się mu obserwatora-rejestratora i zawstydzony zasłania ręką jedzonego banana. W scenie tej banan staje się czymś nieprzyzwoitym, niemoralnym, niepokojącym. Jak gdyby nie wolno było się z nim „afiszować” w miejscach publicznych. Jak gdyby bananem można się było zajadać tylko w ukryciu, daleko od zgorszonych oczu konserwatystów czy tradycjonalistów. Czego zatem blondynka z bananem od nas chce? Pytanie to nieoczekiwanie znowu okazuje się ważne i aktualne, z tą jednak różnicą, że tym razem nie odsyła do performowanej konsumpcji, lecz do obyczajowego przekroczenia. Bo praca Natalii LL, jak niektóre polskie filmy z pierwszej połowy lat 70., wzbudza moralny niepokój przede wszystkim za sprawą tego, co zostało w książce Jaworskiej odesłane na margines: perwersyjnej cielesności, ekscesywnej kobiecości czy lubieżności, i dowodzi zarazem, że sztuka i kino tego okresu były bardziej wywrotowe, niż nam się dotąd zdawało.
1 O kinie młodej kultury por. Mariola Jankun-Dopartowa, Fałszywa inicjacja bohatera. Młode kino lat siedemdziesiątych wobec założeń programowych Młodej Kultury, w: Człowiek z ekranu. Z antropologii postaci filmowej, red. M. Jankun-Dopartowa, M. Przylipiak, Arcana, Kraków 1996, s. 89–121; Tadeusz Lubelski, Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty, Videograf II, Katowice 2009, s. 297–321.
2 Por. np. David L. Eng, Judith Halberstam, José Esteban Muñoz, What’s Queer about Queer Studies Now?, „Social Text” 2005, nr 84–85 oraz artykuły publikowane na łamach „GLQ. A Journal of Lesbian and Gay Studies”. W języku polskim najlepszym przykładem podobnego szerokiego zastosowania pojęcia „queer” jest książka Jacka Halberstama, Przedziwna sztuka porażki, przeł. M. Denderski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018, do której zresztą Justyna Jaworska, choć pobieżnie, się odwołuje.