Jestem tak wściekły, że zrobiłem transparent
Uwaga o formie
Włączyłem do eseju transparenty z parku Zuccottiego i umieściłem je na środku strony, jakby były wyróżnionymi cytatami.
Czasami wstawiałem tam również cytaty z dzieł filozofów, poetów i innych osób, których warto słuchać.
Nie sądzę, że się wam pomylą, a jeśli tak – tym lepiej.
Uwaga o strategii
Fryderyk Nietzsche pisze gdzieś, że historycy muszą tworzyć teksty równoważne temu, o czym piszą. W Wiedzy radosnej czytamy, że „tylko jako twórcy możemy niweczyć”, co rozumiem nie jako wezwanie do „krytyki pozytywnej”, ale wyraz świadomości, że opis i analiza jakiegoś wydarzenia są działaniami kulturotwórczymi1.
Wall St. jest wszędzie,
dlatego musimy okupować wszystko.
13 października 2011, 11.00: W drodze do centrum, na Occupy Wall Street (OWS), do parku Zuccottiego w Nowym Jorku. Podenerwowany i podekscytowany. Przychodzą maile od Yesenii, od Michelle i Alex z moich zajęć o magii i czarownictwie na Columbii. Powinny teraz siedzieć nad swoimi cotygodniowymi zadaniami na uczelnię. Mają spore zaległości. Ale dziś jest noc, kiedy burmistrz zaatakuje. Zatrzymuję się przy sklepie z bajglami, by opowiedzieć to mojemu koledze, Meksykaninowi, pracującemu tu na kasie. Jest zajęty, liczy pieniądze. Nigdy nie słyszał o OWS i stara się sprawiać wrażenie zainteresowanego. Mam na ramieniu płócienną torbę wypychaną śpiworami dla SAA i dla siebie. Długie oczekiwanie na metro linii 1. Nie do zniesienia. Alex przekazuje plotkę, że policja w nocy zamknie park. Danny Alonso, również z moich zajęć, porównał kiedyś chodzenie do parku Zuccottiego – a chodził tam ciągle od Pierwszego Dnia – do uczucia ekscytacji doświadczanej w kinie i we wchodzeniu w trans, w inną rzeczywistość. Uzależniasz się: „Byłem zahipnotyzowany, zmieniałem się w kogoś innego”. Właściwie w wielu różnych siebie: w ja-bijącego w bęben, w ja-moderatora, w ja-myśliwego i ja-zbieracza przemierzającego Manhattan w poszukiwaniu na śmietnikach plandek i pożywienia potrzebnych mojemu plemieniu, wysłuchującego historii „i ludzi, którzy przybyli z tak wielu miejsc, by współdzielić tę chwilę”. Wielu z nich straciło pracę.
Lost my job but found an occupation | Okupacja zajęła mi miejsce pracy |
Przechodzisz na drugą stronę lustra jak Alicja w Krainie Czarów. I już nie możesz odejść, nie możesz bez tego żyć. Wszystko inne wydaje się fałszywe i nudne. Jak zatem o tym pisać? Co w obliczu rozpadu norm, żywiołowego wymyślania wszystkiego na nowo dzieje się z magią etnografa, o której pisał Bronisław Malinowski, i z tradycyjnym stanem ciągłej gotowości do „obserwacji uczestniczącej”?
Czy ta magia jest wystarczająco silna?
Czy wyrażam się jasno? Nie sądzę. Myślę, że mamy do czynienia z problemami, jakie stawia opisywanie nieprzewidywalności i opisywanie obcości – problemami, które z pewnością są kwestiami sine qua non etnografii. Gdy tylko opisujesz – czy raczej: gdy próbujesz opisać – to, co niespodziewane, nieprzewidywalność staje się strawna, przestaje być zaskakująca, inna. „Okupacja etnografii”, wyjście poza zawodne ramy zawodu etnografa, polega na tym, by jakoś przezwyciężyć ten problem, by wykorzystać środki i sposoby tworzenia reprezentacji rozumianej jako coś zewnętrznego, obcego. Żywiołowy styl nie wystarczy. Dlatego tak lubię przypominające zombie ciała i twarze ludzi trzymających transparenty w parku Zuccottiego, „rzeźby albo obrazy” poza czasem.




Witamy w Tymczasowej strefie autonomicznej Hakima Beya. Znikąd wyrosła wspólnota, święta wspólnota, czerpiąca energię z niespodziewanej szansy stawienia oporu. W niepamięć odchodzą dekady wyniszczania tego, co zostało z umowy społecznej; dekady, w których dzieciaki sądziły, że bycie bankierem jest sexy. Gdy dzieje się coś takiego, wiesz, że jest po wszystkim lub że zaraz wszystko wybuchnie, a historia po raz kolejny nas przechytrzyła. Raz w życiu pojawia się nieprzewidywalność i wtedy rzeczywistość zostaje zdefiniowana na nowo. Najbardziej wymownym transparentem, jaki widziałem w ciągu trzech miesięcy w parku, było ludzkiej wielkości malowidło przedstawiające pasiasty krawat w formie stryczka.

Tuż obok:
They piss on us and call it trickle down | Szczają na nas i nazywają to skapywaniem |
Ameryka budzi się z amerykańskiego snu. „Czekałem na to całe życie” – powiedział Craig, który, wyposażony zaledwie w podręczny plecak, nocował u mnie w czasie swojej podróży z Kalifornii do parku Zuccottiego.
I woke up in sweat From the American Dream | Obudziłem się z amerykańskiego snu zlany potem |
„W nocy wszyscy kładziemy się na betonie” – pisze Alex – „kilkoro śpi, reszta rozmawia po cichu, czyta przy światłach ulicznych, przeklina ciągły ryk syren (jesteśmy pewni, że nowojorska policja wytwarza go nocami wokół parku tylko po to, żebyśmy chodzili zmęczeni i byli łatwi do podporządkowania) albo spogląda przez cienkie zasłony z liści na ciemne wieże i niebo. Pierwszego ranka wszyscy przyznaliśmy, że czujemy, jakby budynki te miały na nas upaść”.
„Drogi WB” – ciągnęła Alex – „może OWS jest czymś w rodzaju stanu przebudzenia, pomiędzy snem a jawą. Wynurzamy się z uśpienia, ale wciąż jesteśmy zdezorientowani, otumanieni, uwięzieni pomiędzy logiką marzenia sennego kapitalizmu a wyłaniającym się dopiero nowym światem”.
„Drogi WB”. Jakież to błogie? Alex oczywiście pisze szyfrem, wprost ze stanu wyjątkowego. Eksploruje sferę obrazu dialektycznego, który Walter Benjamin przedstawiał jako wyłaniający się z marzenia sennego kapitalizmu, ożywiającego na powrót moce mitu. Tak jak człowiek unosi się w surrealnej sferze pół snu, pół jawy, tak też dzieje się z całą epoką.
you must be asleep to experience the American Dream | Żeby doświadczyć amerykańskiego snu, musisz spać |
Salomeya ujęła to nieco inaczej. Jak zawsze ma teorię. Wychodząc od ujęcia ciała i magii, wyczytanego z pism Malinowskiego omawiających solidarność oraz rolę czarów w klanach i podklanach, wyróżniła formę więzów ludzkich właściwą OWS, którą nazywa „materializmem erotycznym”. Jest to błyskotliwa i niezwykle potrzebna feministyczna rewizja klasycznej antropologii, pasująca zarówno do sytuacji w parku, jak i wspomnianej mitologii marzenia sennego.
Ale granice się rozmywają. Solidarność jest poddawana próbom. Wraz z upływem czasu pojawiają się głosy, że policja przemierza park przebrana za demonstrantów. (Pytanie: jak wygląda demonstrantka lub demonstrant?). Mówi się, że policja kieruje bezdomnych ze schronisk do parku, próbując w ten sposób osłabić i podzielić okupację. Ideały radykalnych brooklyńskich hipsterów zanurzonych w kulturze sieci jak nigdy dotąd poddane zostają próbie w kontakcie z bezdomnymi mężczyznami obojętnymi na ich postulaty. A przecież sednem OWS jest bezdomność. Wraz z upływem czasu – o zgrozo! – wyłania się coś w stylu własności i rynku nieruchomości. Ktoś żartuje, że w parku istnieje dzielnica namiotów Upper East Side. Słychać też narzekania na gentryfikację – trochę jakby przestrzeń utopii odtwarzała to, przeciw czemu występuje.
We just bought real estate in your mind | Właśnie kupiliśmy działkę w twoim umyśle |
Słyszy się o gwałtach i kradzieżach, do tych drugich na pewno dochodziło. Craig stracił wszystkie swoje rzeczy, gdy zniknął z parku na pół godziny wziąć prysznic w kościele Świętej Trójcy.
I can hire one half of the working class to kill the other Jay Gould | Mogę zatrudnić jedną połowę klasy pracującej, by zabiła drugą Jay Gould |
Wychodzę z metra przy Fulton Street wprost w kaniony Wall Street, niczym w Metropolis (1927) Fritza Langa: strzeliste wieże podtrzymujące czarne niebo pełne ciężkich chmur deszczowych, robotnicy w klatkach niczym krety, niemi, jedynie enigmatyczne podpisy i gestykulujące postaci o zastygłych ziemistych ekspresjonistycznych obliczach. Wszędzie policyjne samochody i półciężarówki.

Na poziomie gruntu jest strefa wojenna, drgająca od oczekiwań, jednak nad głowami wyrasta połyskująca niebieskim światłem „Wieża Wolności” pokryta lustrami. Co Benjamin pisał w Tych powierzchniach do wynajęcia w Ulicy jednokierunkowej? O tamtym OWS, gdy odpalono lont w Europie, w 1928 roku, rok po premierze Metropolis:
What, in the end, makes advertisements so superior to criticism? Not what the moving red neon says — but the fiery pool reflecting it in the asphalt. | Co koniec końców nadaje reklamie taką wyższość nad krytyką? Nie to, co głosi czerwony elektryczny neon – [lecz] ognista plama odbita na asfalcie2. |
Kiedy tam docierasz, bierzesz głęboki oddech, a potem, dopóki nie wrócisz do magicznej strefy OWS, nie możesz w ogóle oddychać. Wall Street, ten krajobraz zmiażdżonej duszy, architektoniczne odtworzenie tego, co Karol Marks nazwał „P-P”, „wymianą pieniądza na pieniądz”3 – kapitału finansowego, którego działania w rodzaju „swapu ryzyka kredytowego” są najpełniejszą realizacją lichwiarstwa, które Chrystus wygnał ze świątyni.
Jednak nie samym chlebem człowiek żyje. Oni tak bardzo potrzebują sztuki, ten jeden procent. Ale potrzebuje jej też OWS. Nie chodzi tu zatem wyłącznie o walkę z nierównościami dochodowymi i przejęciem kontroli nad demokracją przez korporacje. Chodzi też o korporacyjną kontrolę nad sztuką, łącznie ze sztuką życia.
As Stocks Fall Art Surges At a $315 Million Sale | Gdy akcje spadają, sztuka szybuje w górę na aukcji za 315 milionów dolarów |
Pomimo (a może właśnie z tego powodu) że rynek akcji pikował o 400 punktów, w środową noc kolekcjonerzy ścigali się, by ulokować całą swoją gotówkę – a było jej dużo – w sztuce4.
Spróbuj jednak być młodą artystką zafascynowaną sztuką – czymś, za co mogłabyś oddać życie – jeśli nie masz funduszu powierniczego lub jeśli twoi rodzice nie są bogaci w znajomości w świecie sztuki. No odważ się. To upokorzenie. Ta oślizgłość. Ten zanik pewności siebie. Zrób wszystko – cokolwiek – żeby przetrwać. Łamiące serce pytania: czym jest sztuka? Dlaczego jest nią to, a nie tamto?

„To, o co ostatecznie chodzi w parku Zuccottiego” – opowiada mi Reinhold (prezentując punt widzenia urbanisty) – „to rynek nieruchomości”. Chodzi mu o to, że okupacja sprawdza granice spieniężania przestrzeni. Mamy więc taki układ:
Nieruchomości
Kapitał finansowy
Sztuka
A teraz OWS (inna forma Sztuki)
Historia zastyga, potem się rozpływa. Dzień i noc crescendo młotów pneumatycznych zrównuje z ziemią sam czas. Żurawie przeszywają niebo, dodając nowe konstelacje.
Nobody is more hopelessly enslaved than those who believe they are free | Nikt nie jest bardziej beznadziejnie zniewolony niż ci, którzy wierzą, że są wolni |
Przerzucam sterty śmieci w poszukiwaniu plastikowych worków do okrycia się na wypadek, gdybyśmy chcieli się chwilę przespać. Wielkie białe worki przed Starbucksem wyglądają nieźle. Bezdomna śpi na siedząco w wejściu opatulona olbrzymim czarnym workiem. Właściwy pomysł. Lekka mżawka. Ciepło. Dostać się do parku. Mija mnie facet o wyglądzie wariata, trzymający transparent:
We are the future We are going to win | Jesteśmy przyszłością Zwyciężymy |
Ciągnie za sobą białego psa. Jest gotowy do walki, ale jego rozczapierzone palce sygnalizują pokój. Niektórzy drą na kawałki otwarte plastikowe worki. „Ludzki mikrofon”, literowany jako mic check, ale wymawiany mike check, działa na cały regulator, wyjaśniając założenia nieposłuszeństwa obywatelskiego i instruując, co zrobić w przypadku aresztowania. Deszcz się wzmaga. Zachęca się nas do posprzątania parku. Co za ironia! Czy nie potwierdzimy wymówki burmistrza, służącej pozbyciu się demonstrantów – starej kliszy, która nigdy im się nie nudzi – robactwa, które należy..., tych nieczystych, nieporządnych, nie-niepoinformowanych, nie‑jednakowych, i nie zapomnijmy o najgorszych: anarchistach, szkalowanych tyleż przez policję, co przez Marksa i Engelsa.
we all know where the real dirt is | wszyscy wiemy, gdzie są prawdziwe brudy |
Oto stoję z miotłą ręka w rękę z radosnym towarzyszem w kostiumie Świętego Mikołaja, kierującym załogą. Jakaś kobieta otwiera ludzki mikrofon.
Halo
Halo
Jestem Grupą Sanitarną
Jestem Grupą Sanitarną
(Jej głos jest przeszywający, nieznoszący sprzeciwu, ostry)
Nie jestem Liderką [the Leader]
Nie jestem Liderką
(długa pauza)
Jestem tylko liderką pomiędzy liderkami [a leader]
Jestem tylko liderką pomiędzy liderkami
Park stacza się po wzgórzu w kierunku zachodnim. Rzeki mydlin spływają więc radośnie na zachód wraz z ruchem Mikołaja. SAA uwielbia czyścić i robi to świetnie. Dobrze jest popracować fizycznie. Mamy wiele mioteł. Wszystkie nowe. W parku nie brakuje narzędzi. Panuje pełna organizacja! Sprawdźcie Ludową Bibliotekę, kuchnię, Zakątek Poetów, bębniarzy, ołtarz. Ale teraz nie ma na to wszystko czasu. Zostaliśmy zablokowani, huragan nadciąga.
„Każdego ranka przed Zgromadzeniem Ogólnym zbieraliśmy się na ulicy i zaczynaliśmy bębnić” – opowiada Danny. „Wyznaczaliśmy puls okupacji”. Pierwszego dnia okupacji ciągnęło go do ludzi bębniących, śpiewających i tańczących. Nigdy nie myślał o sobie jako muzyku lub performerze, ale poczuł potrzebę chwycenia za mały bęben. „Gdy współdzieliliśmy tę serdeczną harmonię” – napisał później – „postanowiłem zapalić kadzidło. Okazało się, że inni mieli podobne pomysły i wkrótce otaczał nas wieniec świec, dymu i ciepła. Gdy wielu z nas grało, kilka dusz postanowiło podnieść się i zebrać rytmy w pieśń i rym. Z niczego wyłoniły się wspaniałe teksty, pełne miłości, marzeń i pragnienia rewolucji. Przestrzeń, na której graliśmy, została uświęcona i przemieniona”.
Aura we wrześniu i październiku była jak na tę porę roku wyjatkowo łagodna. Pójście do parku przypominało wyjście na festyn uliczny.





Było tam tak wielu uśmiechniętych ludzi, promieniujących radością, wymieszanych z kilkoma ponurymi twarzami. Niektóre kobiety chodziły topless. Wiele osób na czworakach pracowało nad transparentami rysowanymi na brązowych kartonach wyciętych z pudeł. Na miejscu robiono nadruki na koszulki. Z czasem do grupy dołączali starsi ludzie. Na chodniku przy parku, z zachowaniem dystansu, stali fotografowie-turyści. Wielu z nich włączało się w grzeczne, ale intensywne dyskusje polityczne, filozoficzne i teologiczne.
Mutual Responsibility Come Chat With Us | Wzajemna Odpowiedzialności Chodź z Nami Pogadać |
Park rozświetlały flagi – na nich tęcza, planeta Ziemia i oczywiście Old Glory, flaga Stanów Zjednoczonych, tyle że gwiazdy zastąpione zostały tu znakami towarowymi korporacji. Biedne gwiazdy, tak pokonane. Ale drzewa nadal mają liście, a te łopoczą na wietrze.

Najbardziej uderzająca była pomnikowość ludzi trzymających ręcznie wykonane transparenty – każdy z nich był niczym centaur: pół człowiek, pół transparent. Gdy dziś oglądam te zdjęcia, umożliwiające złapanie jakiegoś dystansu do zgiełku interakcji twarzą w twarz, widzę w transparencie przedłużenie postaci ludzkiej; widzę, że historię tworzy najbardziej nieruchome z możliwych połączenie, ciężkie wagą stuleci i euforią uderzania w system. I nagle uświadamiam sobie, że te centaurowość i najspokojniejsza z możliwych nieruchomość – ta straszna stateczność – pojawiają się w obliczu fotografów: trzymający transparenty pozują czy raczej transparenty wytwarzane są do pozowania do aparatów, a sam bezruch przywodzi na myśl, przynajmniej fanom, wspaniały fragment z Adorna, w którym przekonuje on, że tajemnica stylu Benjamina zasadza się na konieczności stania się rzeczą – tylko wówczas można złamać magiczne zaklęcie rzeczy. Porównajcie pomnikowość centaurów z blaskiem ożywającego transparentu.

Właśnie ręczne wykonanie transparentów, ich rzemieślnicza surowość, sztuka przed epoką reprodukcji technicznej i cyfrowej powodują zniesienie dystansu [pomiędzy człowiekiem a znakiem]. Według Nancy Goldring, która zrobiła wiele takich fotografii, ich rzeźbiarski wymiar wynikać może z doskonałej przyległości znaku i tego, co trzymająca go osoba chce powiedzieć. Innymi słowy dochodzi do zespolenia człowieka i transparentu, żądającego, by trzymano go wysoko w górze w roli świadectwa historii znajdującej swój wyraz w słowach. Transparent pełni funkcję talizmanu, zaklęcia, powstaje z natchnienia bogów, w tym przypadku pozostających w radosnym nastroju, dobrze zadomowionych w parku.
No i oto jesteśmy tu nocą, 13 października, gdy miasto wprowadzi służby oczyszczania, wsparte przez policję. Namioty upadły.

Właśnie ręczne wykonanie transparentów, ich rzemieślnicza surowość, sztuka przed epoką reprodukcji technicznej i cyfrowej powodują zniesienie dystansu [pomiędzy człowiekiem a znakiem]. Według Nancy Goldring, która zrobiła wiele takich fotografii, ich rzeźbiarski wymiar wynikać może z doskonałej przyległości znaku i tego, co trzymająca go osoba chce powiedzieć. Innymi słowy dochodzi do zespolenia człowieka i transparentu, żądającego, by trzymano go wysoko w górze w roli świadectwa historii znajdującej swój wyraz w słowach. Transparent pełni funkcję talizmanu, zaklęcia, powstaje z natchnienia bogów, w tym przypadku pozostających w radosnym nastroju, dobrze zadomowionych w parku.
No i oto jesteśmy tu nocą, 13 października, gdy miasto wprowadzi służby oczyszczania, wsparte przez policję. Namioty upadły.
Park zmienił się w morze niebieskiego brezentu mieniącego się światłami na deszczu, morze nadziei. Czy o takim morzu myślał Mao, pisząc o walce partyzanckiej? Czy jesteśmy falami, które z taką pasją rysuje Nietzsche w Woli i fali – tym potężnym porywem niszczącym skały czasu, roztrzaskującym perły, współrządzącym z historią na gruncie tajemnego pokrewieństwa?5
That is how the waves live— that is how we live, we who will—I will say no more. | Tak żyją fale – tak żyjemy my, którzy chcemy! — Więcej nie powiem. |
Park Zuccottiego jest tym wszystkim, usłany nieziemskim żółto-zielonym światłem spływającym z otaczających go ulic. Pod nim twardy granit. A pod granitem? Sytuacjonistyczna plaża, o którą rozbijają się fale6.
Truly, at this moment nothing remains of the world but green dusk and green thunderbolts | Zaprawdę nic już nie zostało ze świata, jeno zielony zmierzch i błyskawice zielone |
Wirujemy niczym tancerze, unoszeni przez potężnego ducha i to uczucie – nieważne, jak naiwne – że czyszcząc, przynajmniej czegoś dokonujemy. Obok płyną jakieś skarpetki. Czuć paloną szałwię. Szamani otaczają park, dokonują prawdziwego oczyszczenia. Szoruj stąd. Co za absurd!
Stosujemy swoją magię przeciw ich magii. Oni mają gaz pieprzowy. My paloną szałwię. Oni zakazują mikrofonu. My mamy ludzki mikrofon. Zakazują namiotów. Robimy improwizowane namioty, które nie są namiotami, ale tym, czego używali nomadzi przed North Facem. Oni stawiają budynki wyższe od egipskich piramid, ale to one właśnie sprawiają, że nasze bębnienie rozchodzi się głośniej, a nasze nocne projekcje obrazów i maili są jeszcze bardziej widoczne i magiczne na megaekranach ich gigantycznych fasad.

Każdy dzień, każdy tydzień przynosi kolejne deterytorializacje w reakcji na ich reterytorializacje. Zakazują paliwowych generatorów prądu, których używamy do ładowania komputerów i telefonów komórkowych. Ustawiamy w zamian rowerową elektrownię elektryczną. Dzięki temu zamiast po prostu się gapić i robić zdjęcia, ludzie włączają się do ruchu, stają się dionizyjscy, nie tylko apollińscy, siadają na siodełko i pedałują jak szaleni. Tak właśnie dołączają do ruchu. Jedna z kobiet ujmuje to w kategoriach historyczności, ruchu po linii matrylinearnej. Pedałując z uśmiechem na ustach, mówi: „Mogę powiedzieć wnuczętom, że dostarczałam energię OWS”.

Obok niej kilka starszych kobiet, zasiadłszy spokojnie w fotelach, dzierga wełniane kalesony dla OWS. Mają tyle czasu, ile to tylko możliwe, ponieważ zamieszkują czas, a czas stoi w miejscu. Nie muszą odwoływać się do historii i matrylinearności. Reprezentują wszystko to, co Benjamin nazwał Jetztzeit, czasem teraźniejszości, kompresującym zastój, który jest momentem rewolucyjnym7. Klik-klak, brzęczą druty, gdy historia jest dziana na nowo. Obok dziewiarki postawiły tekturowe transparenty wyrażające ich gniew. Klik-klak. To nie stukanie lokomotywy historii, przywoływanej przez Marksa w przedmowie do Wprowadzenia do krytyki ekonomii politycznej. To nie brzęczenie Benjamina w jego formule anarchistycznej (Louis‑August Blanqui), próbującego przewidzieć, kiedy zaciągnąć hamulec bezpieczeństwa, który zainicjuje rewolucję. Nie jest to też Benjaminowy wybuch, roztrzaskujący ciągłość historii i wytwarzający jetzzeit, „czas wypełniony przez teraźniejszość”8. Dziś rewolucja wygląda i brzmi inaczej.

Wyłania się inna wizja rewolucji; bezczelna mała wlepka 10x7 cm, dekorująca gigantyczną pomarańczową metalową rzeźbę w południowo-zachodnim narożniku parku:

Lick my Goldman Sach’s | [w przybliżeniu:] HWDHSBC Huawei Wam w dupę [itd. itp.] |
Jack – Pogromca Olbrzymów! Malec przekształca trzydziestometrową rzeźbę Joy de Vivre, inny słynny przykład wkładu Nowego Jorku w sztukę publiczną, nierównający się jednak z tym, co dzieje się w parku od czasu OWS, gdzie sztuka zyskuje nowe znaczenie, zgodnie z tym, co czytamy:
This revolution for display purposes only | Ta rewolucja przeznaczona jest tylko do oglądania |
W rogu malutkiej ulotki czytamy:
My Money’s No Whore 99% | Moje Pieniądze To Nie Dziwka 99% |
Ze wszystkich stron młoty pneumatyczne, syreny policyjne, huk samochodów zjeżdżających na południe Broadwayu. Echo odbija się od budynków. Ludzki mikrofon i poeci wtórują im razem z bębniarzami. Mic check – Michelle opowiada mi, że nawet policja raz próbowała go użyć, na końcu linii 3 w Nowych Loftach, gdzie członkowie OWS okupowali pustostan. Wszyscy się śmieją.
I think they got it wrong. We’ve been occupied for years. This occupation is de-occupation | Myślę, że nic nie rozumieją. Byliśmy okupowani przez lata. To, co się tu dzieje, to zniesienie okupacji |
„Jakoś przecisnąłem się przez to, co wyglądało jak kula z ludzi, zwiniętych wokół niewielkiej grupki stojącej na ławce” – pisze Danny o Pierwszej Nocy okupacji parku, kiedy wszystko wydawało się totalnym chaosem. „Ludzie stojący na ławce mówili jednogłośnie, wydawało się, że powtarzają czyjeś słowa dochodzące znikąd. W końcu grupa z ławki zaczęła nawoływać ludzi z tłumu do przemawiania i powtarzała słowa kolejnych osób”.
Powtórzenie pozwala poradzić sobie z traumą – co wiedzą czytelnicy Poza zasadą przyjemności Zygmunta Freuda; traumą, która w parku, za sprawą ludzkiego mikrofonu, stała się żywym tekstem. Z tym również wiąże się pewien lęk, lęk przed bezmyślnym powtórzeniem właściwym praniu mózgu. To kultowa forma magii. Ale potem pojawia się kolejny mówiący do mikrofonu i jego przekaz jest wyraźnie odmienny! Powtarzamy, ale zarazem przekształcamy. Pomyślcie o Allenie Ginsbergu i jego harmonijnym OOOM, OOM i wielu innych OOMach. Jest w tym radość, małpująca zbyt poważny ton zarówno tych po lewej, jak i tych po prawej stronie, którzy zakładają, że są właśnie tymi, którzy wiedzą i pojawili się tu, żeby nas oświecić.
Warto to przemyśleć. Okupacja Wall Street nieuchronnie oznacza okupowanie naszych sposobów mówienia, sposobów mówienia w sytuacjach publicznych, sposobów uczenia się i uczenia innych, a także sposobów pisania etnografii (naszego własnego plemienia). Musi objąć to wszystko, w przeciwnym razie nie będzie żadnej okupacji.
The occupation is self-reflexive, to a fault. | Okupacja jest aż do przesady autorefleksyjna. |
W bladozielonym świetle nasze morze marszczy się na mieliznach systemu nerwowego. Czekamy na policję, która w tej chwili formuje błękitny kordon po dwóch stronach parku. Od północy ich niebieskie i białe samochody czekają gotowe do skoku wprost na nas. Za autami stoi drapacz chmur, poprzecinany stalowymi belkami niczym forteca. Student kierunku artystycznego z Parsonsa tłumaczy mi, że to budynek FBI. Napisane wielkimi pogrubionymi literami – w każdym razie tak to zapamiętałem.
One Liberty Plaza
O 2.00 w nocy już leje. Pojawiają się błyskawice i grzmoty. Niebo eksploduje. Rzeczywistość naśladuje sztukę, konkretnie performans Johna Cage’a Wykład o pogodzie (Lecture on the weather) z 1976 roku, w którym sztuka naśladuje rzeczywistość, rzeczywistość burzy.
Cage przygotował go dla kanadyjskiej telewizji w związku z dwustuleciem Stanów Zjednoczonych (nie po to jednak, by świętować tę rocznicę). Dwanaście osób recytuje losowo wybrane fragmenty Nieposłuszeństwa obywatelskiego Henry’ego Davida Thoreau, by wreszcie na nabrzmiewający gwar nakładających się głosów nałożyły się błyski piorunów i grzmoty, wiążąc ze sobą historię i historię naturalną.
Tłum się nieco przerzedził, ale stoiska z jedzeniem ustawiające się przy południowej granicy parku robią kokosy. Ich ciepło, światło i wrażenie hojności działają rozweselająco. Spotykam się ze studentami z Columbii. Gadamy, palimy, animujemy, szukamy schronienia, czekamy na atak o świcie, a jego możliwe scenariusze nie dają nam spokoju. Do głowy przychodzą klasyczne pojęcia – zwłaszcza przestrzeni liminalnej, wyłożone przez Victora Turnera w studiach o południowej Afryce, gdzie inicjacja polega na zebraniu w jednym miejscu inicjowanych i przekształcaniu ich krok po kroku, poprzez kolejne rytuały i symbole zgodne z mitem. Będący ni tym, ni owym i będąc pomiędzy, inicjowani zajmują magiczną przestrzeń, z której energię czerpią elementarne formy życia religijnego. Granice tej przestrzeni wyznaczane są przez bieguny życia i śmierci. Łono i grobu.
„Zapytałem kolegę, dlaczego zawsze nosi szalik” – opowiada Danny. Ma na sobie szalik, w którym przyszedł na pierwszą noc okupacji. Pytam go, dlaczego zawsze nosi ze sobą ten szalik, gdziekolwiek idzie. Odpowiada, że szalik jest jak jego dziecięcy kocyk. „17 września umarłem. 17 września zacząłem żyć. Tego dnia znalazłem ten szalik. To relikwia odrodzenia, pochodzi z czasu, gdy postawiłem pierwsze kroki w nowym życiu, jako nowy ja”.
Grób i łono. Dziecko rodzi się z łona, tak jak duchy wyłaniają się z grobowca. Wyłanianie się jest tu właściwą formułą. Wyłanianie się z podziemi. Orfeuszu, nie odwracaj się! Nie tym razem! Śpiewaj swe pieśni tak piękne, by czarowały zwierzęta i przedmioty, choćby te budynki sięgające niebios, tę Wall Street, tak mityczną i górującą nad światem. „Zburz pan ten mur, panie Gorbaczow” – wyrzekł Wielki Komunikator.
Ale co my tu mamy? Parę tygodni później oglądam zdjęcie szeroko uśmiechniętego, wysokiego młodego mężczyzny w bojówkach i czarnym kowbojskim kapeluszu. Stoi na skraju parku wzdłuż Broadwayu z pięciolatką na ramieniu trzymającą wielki transparent. Dziewczynka ma otwartą buzię. Czy to właśnie nieprzewidywalne? Czy ona nas wyzywa? Jak zawsze, twarz człowieka trzymającego transparent mówi co najmniej tyle, ile sam transparent, a ten zazwyczaj mówi i tak bardzo dużo. Co ona trzyma?
Mr. Obama Tear down This Wall | Zburz Pan Ten Mur, Panie Obama |
Szukacie nowego języka? Oto on, język transparentu, język dowcipu słownego przemodelowującego historię, stawiający zaporę V-Effektom wypaczającym obraz tego, co braliśmy za rzeczywistość. To język sceniczny, niczym Brechtowskie transparenty, wiszące nad sceną. „Zburz pan ten mur, panie Obama”.
I’m so angry that I made a sign | Jestem tak wściekła, że zrobiłam transparent |
Niewątpliwie mamy do czynienia z moralitetem, napędzanym „ekonomią moralną”, na której istnienie zwracał uwagę E.P. Thompson. Chodzi o coś znacznie więcej, niż zdołają to objąć wyrażenia w rodzaju „rosnących nierówności dochodowych” czy nawet „jesteśmy 99%” – wyrażenia obarczone tym samym ekonomizmem, z którym chcą się mierzyć. „Wyrwa powstała w wyniku zajęcia obciążonej nieruchomości pomiędzy ciałami a domami” – pisze Michelle, której rodzina utraciła dom po egzekucji bankowej – „działa oświecająco: duchy domostwa przekształcają się w widma władzy. Przejęcia domu przez bank doświadcza się jak profanacji uświęconej przestrzeni”. Thompson analizował osiemnastowieczne zamieszki spowodowane wzrostem cen pożywienia w Londynie, zwłaszcza chleba. Dziś w miejscu chleba jest dach nad głową.
Potworne maski i transgresyjne zachowania są niezbędnym elementem okresu liminalnego. W OWS ich wyrazem jest gniew przekształcony w humor i zabawę, reprezentowane choćby przez wesołego Mikołaja, z którym przemierzam park. Nowojorska policja, niczym Darth Vader, chwyta się groteskowych masek oraz oręża, sięga po gaz pieprzowy, naręcza żółtych plastikowych kajdanek i średniowieczne ochraniacze na ciała. Helikoptery krążą po niebie niczym rozsierdzone ważki.
Jednak tam, na ziemi niedawna masa pozbawionych nadziei pojedynczych jednostek, przekształciła się już we wspólnotę buntowników definiującą się w nowym języku i napędzaną nowym poczuciem sensu. Ruch ten wydaje się pozbawiony źródła – przypomina ruch mesjański po śmierci boga, napełniającej radością naszą wielopostaciową perwersyjną młodość. Ponad wszystko chodzi tu o podejście, nastrój, atmosferę, jak w Cage’owskiej paplaninie o pogodzie, gdzie Nieposłuszeństwo obywatelskie Thoreau miesza się z grzmotami i błyskawicami. Właśnie dlatego politycy i eksperci mają z tym problem. Uznają OWS za ruch prymitywny i pogmatwany, ponieważ nie stawia on wyraźnych żądań – jak gdyby żądanie równości nie było żądaniem, zarazem moralnym i ekonomicznym, nakazującym na nowo określić status osoby i rzeczywistości społecznej. OWS przypomina „prymitywnych buntowników”, których Eric Hobsbawm rozpoznał w hiszpańskich anarchistach, ruchu, który uważał za „pre-polityczny”9. Eksperci chcieliby, żeby OWS podporządkowało się językowi dominującego systemu. Ale czy już samo wypowiedzenie się nie byłoby zdradą ruchu? Nie istnieje jak dotąd żaden język wyrażający dryfowanie – jak nazwał to Jean-François Lyotard, mając na myśli rok 1968. Wróciła polityka jako estetyka. Wróciła również polityka jako „afektywna intensywność”. „Skuteczny atak na przeświadczenie o nieuchronności musiałby doprowadzić do zniszczenia samego podstawowego źródła kapitału” – pisał wówczas Lyotard10. Prawa ekwiwalencji zostają zawieszone, bodźce libidalne uwolnione od dominujących norm. Jednak eksperci chcieliby przekształcić mesjanistyczny i transgresyjny impuls w źródło własnej sławy i władzy.

5.50 rano: nagłe uruchomienie ludzkiego mikrofonu. „Breaking News” (zabawne, jak odtwarzają działania mediów, zwłaszcza w momencie krytycznym). Park w ciągu ostatniej ciemnej godziny był wręcz przepełniony ludźmi. Rosło również napięcie i trzeba było aż potrójnego „echa” (czy też potrójnego powtórzenia), by dotrzeć do ludzi stojących z tyłu.
Breaking News
Breaking News
Breaking News
Ludzki mikrofon puchnie do granic. Echo goni echo i jedynie najbardziej uważne uszy i najdonioślejsze głosy potrafią cokolwiek chwycić i przekazać. Nadzieja i strach zniekształcają komunikat. O tej magicznej godzinie brzasku w otaczającym mnie morzu twarzy widzę twarze aniołów i twarze ufności. Tworzymy więź. Obejmujemy się spojrzeniami. Wyginasz się przed siebie. Potem obracasz się o 180 stopni, żeby uchwycić powtórzenie. Odczuwamy niezwykłą siłę powtórzenia, każde powtórzenie takie samo, każde trochę inne („Co powiedzieli?”). Mogłyby to być siły natury, to morze, te fale, ponownie te przytłumione grzmoty, po naszej stronie, teraz, siła natury, historia naturalna.
Zastępca burmistrza
odwołał sprzątanie.
Przez sekundę osłupienie.
Potem wiwaty niewyobrażalnej euforii.
Młody mężczyzna prosi o mikrofon.
Spójrzcie w górę
Spójrzcie w górę
Spójrzcie w górę
Zobaczcie niebo
Zobaczcie niebo
Zobaczcie niebo
Nowy świt
Nowy świt
Nowy świt
Mgła trzyma się szczytów wieżowców, plamiste niebo różowieje obietnicą zbliżającego się światła. Moje słońce, to o tobie. Przez tę wspaniałą chwilę zlewają się w jedno historia i historia naturalna. Rozpada się druga natura. Czas teraźniejszości.
Clickety-Clack Clickety-Clack Clickety-Clack | Klik-klak Klik-klak Klik-klak |
Koniec.