
JEDNA DWIEŚCIE OSIEMDZIESIĄTA
Stadion się kończy. Musi się kończyć, skoro robisz zdjęcia. Ostatnio nam je robili, jak się kończył pierwszy raz. Potem wszyscy zapomnieli, że cząstka Jarmarku działa dalej, że tak naprawdę to są ci sami ludzie, tylko że na mniejszym terenie. No i mniej przez to zarabiamy, a zaraz w ogóle przestaniemy. Zlikwidują nas. Więc rób szybko te zdjęcia, bo za chwilę nie będziesz miał jak. Będzie pusto, a nasze miejsca zasypią kamieniami i żwirem. To chyba naprawdę ostatni koniec.
Wstydzi się
Wczesne lato, słońce jeszcze za piętami. Wschodząc, oświetli mi plecy i to wszystko co teraz jest żółtawe od świateł latarni. Stoję na kolejowym wiadukcie. Pociągi dosłownie muskają mnie po plecach, a maszyniści trąbią i drą się w swoich kabinach. Jadą pustymi pociągami na wschód, by za godzinę wrócić z ludźmi przyklejonymi do szyb. Poniedziałek się jeszcze nie zaczął, a ja stoję i patrzę na te dwa stadiony. Jeden tak bardzo mój, drugi tak bardzo obcy. Za chwilę ochroniarz zrobi obchód, zdejmie łańcuch, uchyli lekko bramę. Pierwszy wślizgnie się Linh z Wietnamu, po nim przyjedzie kilku Bułgarów i Piotrek z ochrony na dzienną zmianę. Zaczną skrzypieć kółka wózków rozwożących sukienki, spodnie i majtki. Ktoś krzyknie, inny przeklnie lub pocałuje koleżankę w lewy policzek. Potem przyjdą pierwsi klienci, a z nimi bazarowa kakofonia. Wtedy syk buchającej pary przy stoisku z herbatą czy dźwięk odrywania taśmy od foliowych opakowań nie będzie tak dotkliwy. Ale jeszcze przez chwilę jest przyjemnie cicho i pusto. Niebo zrobiło się sinoróżowe, zgasły już uliczne lampy, a przyciagający wzrok kontur zmienił się w Stadion Narodowy. Stadion zdominował przestrzeń. Wystaje, atakuje, zwraca uwagę, kłuje po oczach, krzyczy i nie daje o sobie zapomnieć. Ale to wszystko ze wstydu. Wstydzi się jednak nie swojego wyglądu, ale tego, że przez wiele lat zajęty był przez metalowe szczęki, blaszane budy i prowizoryczne stoliki. Nie chce pamiętać o tym, że dominowały lewe interesy, brud i chaos. Teraz jest przecież tak pięknie, czysto i europejsko. Może to potwierdzić przewodnik podczas zwiedzania obiektu na „trasie historycznej”. Wycieczkom opowiada o tym, że był tu papież i Stevie Wonder. Że finiszowali uczestnicy Wyścigu Pokoju. Powie nawet o samospaleniu Ryszarda Siwca i początkach handlu na Stadionie. Ale o tym, że jedna dwieście osiemdziesiąta dawnego „Jarmarku Europa” działa dalej, nie wspomni. „Nie ma takiej potrzeby, to nie ma żadnego związku, to nie Stadion Narodowy”.
Planeta Stadion
Pierwsze wspomnienie jest zamazane, podobnie jak rok, w którym to wszystko się dzieje. Dziewięćdziesiąty piąty czy szósty? Może siódmy, ale na pewno nie później. Stoję na koronie, widzę sylwetkę taty, jego uśmiech i spojrzenie w nieznanym mi teraz kierunku. Widzę brody innych ludzi, którzy się z czegoś śmieją. Wspomnienie nie ma ścieżki dźwiękowej. Nawet tego śmiechu teraz nie słyszę. Drugie to krzyk. Trzecie jest już bardzo wyraźne, ma temperaturę i zapach. Razem z młodszym bratem szukamy w nim wielkiego krzyża. Poruszamy się powoli, trzymamy mocno za ręce, mówię: „Co by się nie działo, nie puszczaj mojej ręki”. Kurtki, brzuchy, ordery, buty, płyty, metalowe numery, meble, zwierzęta. Przeciskamy się miedzy ludźmi, dziękujemy za cigarety i ciągle krzyczymy „przepraszam!”. Pod krzyżem stoi Tato i ma dla nas kilka pirackich gier. Wszyscy płacą dziesięć złotych za sztukę, my bierzemy za darmo. FIFA’99 staje się odkryciem mojego życia. Biegam na Stadion w każdy weekend. Jem sajgonki z jaśminowym ryżem, chodzę po kartonowym błocie, krążę między alejkami i sprawdzam, czy są jakieś nowe koszulki koszykarskie. Tam też zaczynam marzyć od podróżach do krajów moich znajomych – Turkmenistanu, Nigerii, Rosji, Wietnamu, Pakistanu, Gruzji i Wybrzeża Kości Słoniowej. W pewnym sensie buduję sobie na tym osobistą mapę świata, bo poza „stadionowymi krajami” są na niej jeszcze tylko Stany (to przez tę koszykówkę). Na Stadion zabieram znajomych i swoją dziewczynę na pierwsze randki. Chodzę tam o świcie, popołudniami i po zamknięciu, mimo że nie mieszkam specjalnie blisko. Przez piętnaście lat pokonuję Wisłę, by przenieść się na planetę Stadion.
W 2007 roku UEFA przyznała Polsce i Ukrainie organizację Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Dość szybko ogłoszono, że na miejscu starego stadionu powstanie nowa arena, na której zostanie rozegrany mecz otwarcia. Miasto rozwiązało umowę z organizatorami „Jarmarku Europa”. Rok później oficjalnie zamknięto Stadion Dziesięciolecia, lecz handel trwał dalej. I trwa do dziś.
Pustka
W ubiegłym roku ochroniarze ostatniej części dawnego Jarmarku rozebrali dach i wywieźli żelazne kontenery. Sami wszystko stawiali, więc i sami rozbierali. Kiedy jeszcze stały, brałem drabinę i wdrapywałem się na te metalowe konstrukcje. Kiedyś zobaczyłbym ciąg bud prowadzący do korony, międzynarodowy dworzec i kominy wietnamskich barów. Dziś z tych barów zostały tylko tablice z menu. Nadal służą jako blaty – „kurczak w pięciu smakach”, „pho z jajkiem” i „sajgonki” przykrywane są obrusem, na który wykładany jest towar. Gdzie się nie spojrzy, widać pustkę. Nikt tędy nie chodzi, mało kto korzysta z dworca. Odnowiona stacja prawie zawsze jest pusta. Czasami któryś z Bułgarów przyjdzie tu na internet (jest darmowe wi-fi), ktoś inny zapyta w kasie o jakieś połączenie (jeśli wyrobi się do siedemnastej, bo potem kasy są zamykane) lub skorzysta z dworcowej toalety (dwa pięćdziesiąt). Pani, która tu pracuje, mówi, że klientów jest mniej odkąd w pobliżu hali postawiono toi-toia. Stadionu nie pamięta, ale tak jak ja cały dzień patrzy na pustkę.